Paweł wystartował pierwszy i od razu skierował się na Selfoss, gdyż dysponował najwolniejszym z nas skrzydłem. Ja po starcie od razu odpuściłem trymery prawie do końca, co objawiło się wzrostem prędkości względem ziemi do 70km/h oraz prawie huraganowym wiatrem "w twarz". Niestety minus tak szybkiego skrzydła dał się zauważyć niedługo po starcie - aby utrzymać lot poziomy musiałem prawie do końca wciskać manetkę gazu; dodatkowo wznoszenie było bardzo ale to bardzo powolne.
Lot przebiegał nadzwyczaj spokojnie, jedynie nad Hveragerdi dało się odczuć ruchy powietrza spowodowane wieloma ciepłymi źródłami w okolicy. Nad Selfoss dołączył do nas Krzysiek i przez kilka kilometrów lecieliśmy razem (no, może w kilkukilometrowych odstępach). Na wschód od Selfoss roztacza się płaska kraina urodzaju z dosyć monotonnym krajobrazem farm i pastwisk rozsianych tu i tam oraz z nieodzowną nitką Jedynki przecinającą krajobraz.
Kierując się wzdłóż głównej trasy dolecieliśmy do Helli, którą poznaliśmy po charakterystycznym lotnisku, gdzie co lato odbywa się piknik lotniczy. Z racji postępującego zmroku to właśnie na tym lotnisku postanowiliśmy wylądować. Czekał tam już na nas Karol, który z powodu tymczasowego braku napędu postanowił towarzyszyć nam jako kierowca. Ja natomiast, wiedząc, że Paweł, który został lekko z tyłu będzie jeszcze chwilkę leciał, postanowiłem kontynuować lot na wschód. Był to spory błąd, gdyż po zawróceniu w kierunku lotniska okazało się, że przeleciałem dobre kilka kilometrów dalej, a moja prędkośc postępowa spadła do 20km/h. Na domiar złego leciałem na resztkach paliwa, gdyż z jakichś powodów mój napęd pod Synthesisem spalił ponad 10 l w ciągu półtorej godziny. Tak więc w pewnym momencie poczułem znany mi już efekt "ostatnich kropel" polegający na nagłym, chwilowym wzroście obrotów oraz wyłączeniu silnika. Na szczęście ze sporym zapasem wysokości zdołałem zaciągnąć trymery i przygotować się do lądowania na polnej drodze, gdzieś na prywatnej posiadłości jakiegoś farmera. Zmrok zapadł całkiem podczas gdy trzęsąc się z zimna składałem skrzydło i napęd.
Ostatecznie wróciliśmy przywaleni napędami do Reykjaviku około północy. Pokonaliśmy tego wieczoru ponad 80km w linii prostej - to jak dotychczas mój i Pawła rekord w przelocie otwartym. Sezon PPG otwarty na całego.
W okolicach Hveragerdi. Fot. Tomasz Chrapek |
Paweł i Heniu nad Hellisheidi. Fot. Tomasz Chrapek |