czwartek, 1 grudnia 2011

poniedziałek, 21 listopada 2011

Novemb'Air time!

Z zapadającym coraz to szybciej mrokiem, a tym samym coraz to krótszym dniem, marnieje nadzieja na choćby krótki lot. Dodatkowo smagające Islandię wiatry i deszcze, falowo przechodzące przez Wyspę i fronty zmieniające się jak w kalejdoskopie nie sprzyjają "paralotniowej gorączce". W taki czas najlepiej uśpić swoje pragnienia, powzdychać co najwyżej nad zdjęciami i filmikami z innych stron świata lub z innego przedziału czasowego...
Chyba że, tak jak w tę listopadową sobotę, zdarzy się błogosławiona przerwa podgodowa i chmury rozstąpią się jak w biblii Morze Czerwone. Jednak nawet będąc już na lotnisku, nawet mierząc wiatr i widząc wskazania w normie, nawet wtedy nie wierzyłem, że ten lot dojdzie do skutku. Wszystko jednak, ku mojemu zdziwieniu poszło jak po przysłowiowym maśle i po kilkunastu minutach od przybycia na lotnisko byłem już w powietrzu z zatankowanymi 7l paliwa na plecach. Słońce, które natenczas zeszło na islandzką ziemię sprawiło, że zacząłem wierzyć, że istnieje jednak na Islandii coś takiego jak jesień - złote i brązowe barwy zdominowały krajobraz. Braki słońca o tej porze roku spowodowały, iż nie mogłem spobie pozwolić na zbyt długi lot ze słońcem w plecy, ustawiłem zatem autopilota i wycentrowałem się frontem na wielką kulę światła, która przez 15 min oświetlała moją twarz z zamkniętymi oczami. Warunki były na tyle spokojne, iż zdecydowałem się na lot na pobliskie lotnisko szybowcowe (Sandskeid), skąd udałem się w stronę Grimnasfell aby zamknąć trójkąt FAI.
Przez cały lot byłem w stanie robić zdjęcia i filmiki (z braku lusterka sprawdzałem też aparatem stan paliwa;)
W ten sam dzień udało nam (Paweł, Hans, Gudbjartur) się swobodnie polatać na Kambar, gdzie wiatr był już o wiele bardziej niepewny. Przejściowe, kilkunastusekundowe opady deszczu nie wystraszyły nas jednak, i dopiero siła wiatru przekraczająca 7m/s na startowisku ostatecznie wysłała nas wszystkich do domu (w jak najlepszych nastrojach).
Podsumowując: 2h w powietrzu o tej porze roku to zdecydowanie uśmiech losu i oby tych uśmiechów było jak najwięcej.
Poniżej filmik z powietrza.

poniedziałek, 10 października 2011

Sezon 2011 - bal i podsumowanie

W ostatni weekend w klubie lotniczym z Reykjaviku - Fisflug.is miał miejsce coroczny bal na zakończenie sezonu. Podczas balu wręczane były nagrody w różnych kategoriach, jednak największe emocje sportowe panowały podczas współzawodnictwa w ramach islandzkiej ligii "cross country". W "ostatniej chwili" ligę wygrał (jak co roku) Hans Kristján Guðmundsson. który swoim ostatnim lotem o kilka kilometrów pokonał Samúela Alexanderssona, dla którego był to zdecydowanie najlepszy sezon. Trzecie miejsce zajęła Anita Hafdís Björnsdóttir, natomiast w pierwszej dziesiątce znalazło się również miejsce dla polskich pilotów (Tomasz Chrapek - 8 i Szczepan Pawluszek - 10).
Oprócz zawodów xc nagrody rozdano także w lotniowych mistrzostwach Islandii (3 zawodników biorących udział) oraz w zawodach na początku maja. Najwięcej trofeów zabrał ze sobą Hans. Oprócz dokonań sportowych, w tym roku zorganizowany był również konkurs na najlepsze zdjęcie i film o tematyce paralotniowej i tu obydwie nagrody zdobył Tomasz Chrapek.
 nagrodzone zdjęcie
 
nagrodzony film

Pod wieloma względami był to rekordowy sezon dla pilotów paralotniowych na Islandii - tegoroczne rozgrywki xc jeszcze nigdy w historii nie przyciągnęły tylu uczestników (22). Rekordowa ilość lotów oraz ilość przelecianych w ramach zawodów kilometrów (prawie 3000) też mówią same za siebie.
Przyszły sezon zapowiada się obiecująco dla pilotów PPG; prezes klubu - Agust Gudmundsson zapowiedział utworzenie zorganizowanie ligi i zawodów PPG oraz uczestnictwo pilotów PPG w różnego rodzaju imprezach publicznych w Reykjaviku (np. święto niepodległości), podczas których mogliby się zaprezentować. Tymczasem od 1.10.2011 rozpoczęła się oficjalnie Islandzka liga xc 2012 zatem do dzieła!










piątek, 30 września 2011

Grenlandzkie renifery i PPG

Islandia jest krajem dość egzotycznym, co do tego nie powinno być wątpliwości. Zarówno ze względu na swoje położenie, jak i kulturę. Jednak jeszcze bardziej ezgotyczna i niedostępna wydaje się być Grenlandia. Jednak to tam właśnie lokalni hodowcy reniferów wpadli na pomysł aby coroczny spęd tych zwierząt odbywał się za pomocą paralotni z napędem (PPG) zamiast niesamowicie kosztownego wynajmu helikoptera. Trzech hodowców z Grenlandii przybyło w tym celu na Islndię; chcieli dowiedzieć się o możliwość kupna sprzętu oraz nauki latania na PPG. Na miejscu Karol i Heniu uświadomili ich, że o wiele szybciej i taniej (koszt uszkodzonego podczas kursu sprzętu oraz czas dostawy na Islandię byłyby niewspółmierne do efektów) będzie zrobić to w Polsce. Tak taż uczyniwszy nasza trójka pomysłowych hodowców odbyła kilkudniowy kurs latanie w okolicach Trójmiasta, zakupili sprzęt oraz zasponsorowali przelot na Grenlandię swoim instruktorom w ramach doszkalania swych umiejętności na miejscu.
Szybko jednak okazało się, że pracy jest mnóstwo a paralotnie tylko 3 i to latające okazjonalnie. Zdecydowali się wówczas sprowadzić do pomocy naszych pilotów PPG z Islandii. Karol i Szczepan, który odbył bardzo szybkie, kilkudniowe szkolenie PPG, ruszyli z zapakowanymi napędami i resztą sprzętu na południowy zachód Grenlandii w miejsce, gdzie na przestrzeni setek kilometrów kwadratowych pasły się renifery. Główną przeszkoda okazała się być pogoda zapewniejąc tylko kilka dni lotnych podczas 3-tygodniowego pobytu. Jako że latanie odbywało się nad dzikimi terenami, po których niemożliwością jest poruszać się samochodem, każde przygodne lądowanie mogło zakończyć się skomplikowaną akcją powrotną. Na szczeście oprócz kilku mniejszych awarii i lądowania "na wstecznym" nic się chłopakom nie stało. Czas wolny uzupełniali poznając tajniki przyrządzania mięsa renifera, oprawy skór i rogów.
W przyszłym roku ekipa z pewnością wyruszy raz jeszcze na egztyczne paralotniowe "wakacje".





środa, 27 lipca 2011

PPG vs. free flying

Ostatnio zasmakowałem możliwości oraz wolności jaką daje latanie z napędem. Na Islandii ma to swoje niezaprzeczalne plusy - np. można latać wtedy, gdy innym pozostaje już tylko wybór między "szukaniem wiatru" (inaczej para-drivingiem) a krótkimi zlotami z lokalnej górki. Oczywiście po "odkryciu" napędu czas spędzony w powietrzu, tzw. "nalot" wydłuża się znacznie (w moim przypadku to już kilkanaście godzin), gdyż ogranicznikiem nie jest już stabilny wiatr lub termika, która zabiera paralotnię do góry, a jedynie ilość posiadanego paliwa w zbiorniku.
Jednym z najprzyjemniejszych czynników jest mozliwość "oderwania" się od zboczy, do których z reguły jest się przywiązanym latając swobodnie, zwłaszcza na tzw. "żaglu" ("heblowanie" tego samego zbocza godzinami może się znudzić dość szybko). Z silnikiem można o wiele efektywniej eksplorować trzeci wymiar, latając np. 5 mterów nad ziemią, zaglądając ludziom w okna lub też wysoko, wysoko ogarniając wzrokiem ogromny obszar. Specyfika "zmotoryzowanego" latania różni się prawie w każdym aspekcie od swobodnego szybowania - od startu (z napędem startujemy z płaskiego) poprzez sam lot (skrzydło lata na innym kącie natarcia, gdyż napęd "wypycha" pilota spod paralotni, nie można sterować balansem ciała i generalnie nie "czuje się" skrzydła oraz nie da się niestety usadowić tak wygodnie jak w uprzęży do swobodnego latania), aż do lądowania (przyziemienie odbywa się na większej prędkości ze względu na zwiększoną wagę; trzeba przygotować się do utrzymania się na nogach z 20-30 kg na plecach oraz, co bardzo ważne, wcześniej wyłączyć silnik oraz nie pozwolić aby skrzydło opadło na rozgrzany napęd).
Przez wielu posiadanie silnika na plecach to ogromny minus takiego latania - motor generuje ogromny hałas, spala duże ilości paliwa, często się psuje, a wirujące śmigło może stwarzać zagrożenie nawet na ziemi (nie wspominając już o tym jak bardzo trzeba się przy tym wszystkim nabrudzić;). Dodatkowe koszty jakie trzeba ponieść aby spróbować latania z motorem również nie sa bagatelne - sam napęd z uprzężą to koszt ok 2000 euro, plus dodatkowy spadochron, kask z zestawem komunikacyjnym (jeśli chce się zachować sprawny słuch), ew. nowe skrzydło... to wsztystko sprawia, iż nie jest to jednarazowa "zabawa". Odczuwa się także ograniczenie mobilności jeśli przychodzi do transportu sprzętu - z napędem już raczej nie da się łapać stopa gdzieś przy przygodnym lądowisku, sam napęd zajmuje dużo miejsca w samochodzie i lubi brudzić siedzenia.
Dla mnie latanie z napędem jest doskonałym uzupełnieniem swobodnego latania - dobry dzień z termiką lub laminarną bryzą morską warto oczywiście wykorzystać do latania swobodnego, podczas gdy po południu, w spokojniejszych warunkach, kiedy jest już za słabo na takie latanie, można rozłożyć sprzęt i szybować w spokojnym wieczornym powietrzu upajając się widokiem zachodzącego słońca. Unikanie termiki i bliskości zboczy sprawia, że latanie z napędem jest dosyć bezpieczne; głównymi zagrożeniami są starty, awarie w powietrzu spowodowane np. oderwaniem sie jakiejś części oraz nieprzewidywalne zmiany pogody, np. silny wiatr, który może uczynić lądowanie bardzo niebezpiecznym (lądowanie "na wstecznym" czy tez przeciągnięcie przez skrzydło po ziemi prawie napewno będą się wiązały z uszkodzeniem sprzętu).
Inne nie znaczy gorsze. Napęd daje niesamowite możliwości, których próżno szukać podczas lotu swobodnego. Przede wszystkim możliwości przelotowe zwiększają się drastycznie (oczywiście mowa o Islandii, gdzie termiczne latanie nie jest możliwe w takim stopniu jak np. w Alpach), jedyną przeszkodą jest logistyczne rozplanowanie miejsca lądowania i ew. uzupełnienia paliwa. Kluczową w tym rolę mogą odegrać pomocnicy przemieszczający się samochodem za pilotem. Samotne latanie na napędzie nie jest wskazane (podobnie jak swobodnie) ze względów bezpieczeństwa oraz z czystej potrzeby towarzystwa podczas, czasami monotonnego lotu. W locie do określonego punktu możemy bez problemu wytyczyć sobie trasę używając GPSa, ustabilizować sobie kierunek lotu sterówkami lub trymerami (jeśli paralotnia takie posiada) oraz wypoziomować wysokość lotu ustawiając i blokując manetkę gazu w danym położeniu. To wszystko sprawi, że będzie można się poczuć jak w samolocie lecącym na "autopilocie" i zająć się np. robieniem zdjęć czy filmów z góry. Specyfika latania na napędzie nie jest już tak sportowa jednak i tu można powspółzawodniczyć (choćby na stronie XContest dla pilotów ppg).
Ponieżj kilka zjęć i filmów z lotów ppg na Islandii:







Lot w Helli nad Festiwalem muzycznym "Besta Útihátíðin"

środa, 1 czerwca 2011

Festiwal paralotniowy Hafragrauturinn 2011

Wszystkich zainteresowanych paralotniarstwem lub jakąkolwiek inną formą swobodnego latania, lokalny klub lotniczy Fisflug zaprasza na doroczny festiwal paralotniowy u podnóża góry Hafrafell (ok 17 km z centrum Reykjaviku). Hafragrauturinn 2011 (w wolnym tłumaczeniu "owsianka") to islandzki odpowiednik francuskiego festiwalu w St Hilaire du Touve "Coupe Icare", podczas którego można podziwiać pilotów próbujących swych sił na przeróżnych machinach latających. Stroje uczestników jak również forma statku powietrznego są ograniczone jedynie wyobraźnią konstruktorów (no może też kilkoma zasadami areodynamiki). Przesłanie festiwalu jest jasne: ma być kolorowo, zabawnie i latająco.
Islandzkie święto swobodnego latania ma już kilkuletnią tradycję. Każdego roku przyznawane są nagrody za najlepiej wyglądającą maszynę latającą oraz za pierwsze (i ostatnie) miejsce w konkursie na celność lądowania. Oczywiście każdy może się przyłączyć jeśli nie w powietrzu to u podnóża góry, gdzie dla uczestników i publiczności będzie zorganizowany grill. Jest to świetna okazja aby z bliska przekonać się jak łatwe i radosne może być oderwanie się od ziemi.
Festiwal odbędzie się w sobotę lub w niedzielę (4-5 czerwca) w zależności od pogody. Wszelkie informacje i więcej szczegółów na stronie wydarzenia

Mapa dojazdu

poniedziałek, 30 maja 2011

Season 2011 is open - Hafrafell welcomes you

Lato powoli uciera sobie drogę poprzez zdziwione tym faktem śniegi, jeszcze swym cielskiem w najlepsze przykrywające ogromne połacie lądu. Słońce już wysoko wysoko i długo długo świeci, urągając wręcz odwiecznemu cyklowi światła i ciemności, który tak dobrze czują ludzie ze średnich wysokości geograficznych.
Islandzkie powietrze natomiast nie chce być posłuszne przykazaniom Słońca i miota się i buntuje całkiem jak nieposłuszny nastolatek - a to mrozi jakoby w środku zimy wiatrem z północy, kiedy indziej kręci i cyrkluje nie dając się przebić odwiecznemu rytuałowi bryzy morskiej, na którą tu wszyscy czekamy. Te dni, kiedy jest warunek na latanie, wyposzczeni zimową porą piloci wykorzystują jak tylko mogą; czasem wiedzieni obiecującą prognozą pogody zjawiają się wszyscy na raz pod tą samą górką. Pierwsze loty sezonu są jak zastrzyki endorfin - z uśmiechem na twarzy już myślimy o następnych podniebnych podbojach.
Mimo późnego początku sezon 2011 oficjalnie można uznać za otwarty!

 

piątek, 4 marca 2011

Polish team at X Alps 2011

The most chalanging paragliding race in the world - Red Bull X-Alps 2011 is now in preparation. On the list of this year athleets is Pawel Faron as a pilot and Piotr Goc as an assistant. Pawel is very skilful pilot - 2006 Polish paragliding Champion and Winner of the XC Australian Open in 2009.
In 2009 I´ve just started my paragliding adventure. On the holiday trip to Poland I went to Beskidy mountains. On the way back I´ve decided to take a try in hitchhiking - something that I´ve been missing a lot in Iceland, and for the first time in my life I´ve met two paragliding pilots in a smal van with a Swing mark on it. We had vey good chat and Pawel ask me to greet Walter Wojciechowski - he´s friend and my paragliding teacher at that time.
I´ll keep my fingers crossed! Good luck!

wtorek, 22 lutego 2011

Kambar flying report

It did finally hapend. We took a chance of a fair weather and departured to Kambar cliffs. Even a patch of wet snow didn´t stop us on the way to takeoff (thanks Dimitri and his car;). We spread our wings just near the "parking" place and took off easily. Pawel who is a beginner pilot forgott his helmet so he could just watch us amd make pictures from the ground.
1,5h of beutiful flying above the ridge and it all hapend in february in Iceland!
ps.
I need to get a pair of electrically heated gloves - after 1h in the air I´ve stopped to feel my fingertips.

 the Ring Road 1



 ... and touch down.

Video is coming soon.


piątek, 11 lutego 2011

Grounded - czyli czekanie na warunki

W środku lutego można się czuć uwięzionym. Uwięzionym dlatego, iż zima trwa już tak długo i uwięzionym, gdyż jeszcze sporo czasu upłynie zanim się skończy. Dla wszystkich uzależnionych od tego lub innego rodzaju spędzania czasu na zewnątrz, czas ten chciałoby się przespać najlepiej, aby gdy już ruszą dni jasne i pogodne spać nie było trzeba.
W drodze do pracy wiatr z deszczem w porywach do 30 m/s. Nawet na lotnisku międzynarodowym samoloty uwięzione czekają na łaskę niebios. Skrzydło leży w szafie. Książki i gazety o lataniu już dawno wyczytane. Jeszcze tylko internetowe zasoby ratują spragnionych widoku kilkusetmetrowej przepaści pod stopami. Dziękuję wam internetowe wydania http://www.xcmag.com/ oraz http://www.paramotormag.com/
Oby do wiosny!

czwartek, 10 lutego 2011

Sezon 2011

Zaczyna się. Jeszcze wiatry wschodnie czynią na Islandzkim podwórku istne cuda, ale już w powietrzu i na niebie widać zmiany. Czekamy na okienko pogodowe, przez które ziemia islandzka będzie mogła doświadczyć słonecznych promieni, a nieliczne tutejsze drzewa doznają chwilowej chociaż przerwy w wyginaniu się na boki.
Sezon paralotniowy zaczął się dla mnie obiecująco - otwarł się całkiem nowy świat latania z napędem. Miało to miejsce w wyżowy poniedziałek ze stabilnym wschodnim wiatrem i temperaturą nieco poniżej zera. Pierwszy raz ćwiczyłem stawianie skrzydła z napędem na plecach. Z wiatrem ok 4 m/s i śliską nawierzchnią pod świeżym śniegiem trzeba było zrobić około 2m "ślig" z obracającym się śmigłem na plecach; adrenaliny nie brakowało. Niebawem zapadła szybka decyzja o próbie startu - w końcu warunki doskonałe trafiają się na tej wyspie delikatnie mówiąc, niecodziennie. Sam lot oprócz faktu, że nie dałem rady wślizgnąć się w siedzenie i wisiałem tylko w uprzęży, przebiegł bez większych przygód. Jak to wyglądało można zobaczyć pod spodem.



ps. mam nadzieję, że emocjonalny komentarz na końcu spotka się z ogólną akceptacją, wszak działanie było w jak najgłębszym afekcie ;)