W tym roku sezon rozpoczął się o miesiąc wcześniej. Kilka dni lotnych pod rząd zdarza się z reguły w środku sezonu paralotniowego a nie na początku kwietnia, gdy jeszcze zima w najlepsze panuje na stokach narciarskich o 30km od stlolicy oddalonych. A jednak. Wisząc do dziewiątej wieczorem nie można oprzeć się wrażeniu, iż lato jest na wyciągnięcie ręki już. Poniżej Ulfarsfell:
Pewnej pięknej marcowej niedzieli mimo (a może raczej dzięki) całkowitej prawie ciszy w powietrzu udało nam się zlecieć z dwóch gór w jeden dzień. "Hike & Fly" w wydaniu islandzkim:
Wietrzna niedziela. Dzień miał przynieść jedynie próbę podniesienia mini-skrzydła SuSi od Air Design, które natenczas mamy dostępne do testów, tymczasem już po kilku szybkich lotach na klifie opadającym stromo do największego jeziora na Islandii - Thingvallavatn wiatr jakby stracił parcie i zrelaksowaną laminarną bryzą w porywach do 6 m/s przyczynił się do wyciągnięcia naszego "regularnego" sprzętu latającego. Oderwanie się od idealnie nachylonej łączki nie stanowiło żadnego problemu i już po chwili wisieliśmy na najwyższych klifach osiągając w porywach ok 480 m wysokości. Mimo temperatury ok 2-3 st. C udało nam się wytrzymać ponad 2 godz. - prawdopodobnie głód latanie po zimie przyczynił się do wypchnięcia swojego ciała poza granice komfortu;)
Niedostatki ciepła wynagradzały widoki>
W szczycie czerwcowego nasłonecznienia dane mi było doświadczyć zaprawdę nie-islandzkiej termiki. Bąble odrywały się wielkie jak boisko piłkarskie i niosły pod same chmury. Niestety wiatry nie sprzyjały i wiejąc z przeciwnych stron anulowały się czyniąc przeloty dłuże niż kilkanaście km niemożliwymi. Pod podstawą zaczął padać śnieg zatem nawet latem na Islandii trzeba znać swoje miejsce. Natomiast widok na miasto z wysokości 1337m pozostanie w pamięci na długo. Pod spodem filmik z tego zdarzenia>